Carrie (2013)

10/20/2013 1 Comments A+ a-

     

  Wczoraj wróciłam późnym wieczorem z filmu "Carrie", choć zawsze obiecywałam sobie, że po horrorach tylko i wyłącznie będę to robić za dnia.
     W domu pojawiłam się jednak w jednym kawałku, a trzecia ekranizacja debiutanckiej książki Stephena Kinga nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam.
      Dlaczego?
   Większość osób oczekujących premiery spodziewało się zapewne ekscytującego pokazu fajerwerków, podczas gdy tak naprawdę podano nam jedynie garść zimnych ognii, które już tak nie zachwycają.

Moment w zapowiedzi, który mi się spodobał

         Po przeczytaniu opisu i zobaczeniu plakatu rodzi się przekonanie "no, pewnie będzie wielka rozróba i dużo krwi". I wiecie co? Wcale tak dużo jej nie było. Wtedy znów pojawia się pytanie: gdzie tu w takim razie horror? Nie mam pojęcia. Film bowiem ani mnie nie wystraszył, ani nie obrzydził, a podczas "wielkiej rewolucji" na balu maturalnym z lekkim znużeniem wszamałam połowę opakowania popcornu z Aoiven (do czasu, kiedy nam się nie wysypał, a połowa sali nie zainteresowała się naszą tragedią).
O czym jest "Carrie"?
  
Głęboko wierząca i konserwatywna Margaret White wraz z córką Carrie mieszka na cichym przedmieściu małego miasteczka. Prześladujący ją rówieśnicy odkryją sekret Carrie w dniu balu maturalnego, kiedy dziewczyna ujawni swoje telekinetyczne moce.


       Jedynym chyba elementem, przy którym powiedziałam "to troszkę straszne", była matka bohaterki, a dokładnie jej zachowanie oraz chorobliwa wiara w Boga powoli zmieniająca ją w religijną fanatyczkę i nawet pokuszę się o słowo - wariatkę. Jeżeli jednak ta postać miała być jedynym źródłem grozy w filmie, to twórcy mnie nie zadowolili. Doszukać się w niej bowiem możemy niewielkiego, ale zauważalnego ziarnka normalnej matki, kochającej swoją córkę bez względu na wszystko i chcącej normalnego życia, które jednak nie zdaje się wykiełkować.
       Nie czytałam jednak książki (choć zamierzam), żeby stwierdzić jaki klimat oddał w niej autor ani nie oglądałam wcześniejszej ekranizacji z roku 1974, żeby móc porównać obie ekranizacje, jednak nawet bez tego jestem w stanie stwierdzić czy film zasługiwał na tak wielkie "bum".
     Przez połowę seansu miałam wrażenie, że oglądam film dla nastolatek, dlatego też "Carrie" nie zachwyciło mnie jako film horror. Nie twierdzę, że poszłam do kina na darmo i straciłam jedynie pieniądze, jednak spodziewałam się czegoś zupełnie innego, przez co nocna podróż pociągiem będzie dla mnie straszliwym przeżyciem. Od razu jednak widać, że twórcy, bardziej niż nad efektem grozy, skupili się na grze aktorskiej i ukazaniu przeżyć bohaterów (głównie matki i córki). Szkoda jednak, że po obejrzeniu pozostał nam pewien niedosyt, gdyż nie otrzymaliśmy odpowiedzi na większość pytań, które rodziły się w umyśle podczas oglądania. Może to zabieg specjalny, żeby widz skupił się na czymś innym, może nie, jednak mi, jak i większości, tego brakowało.
        Planuję przeczytać książkę z ciekawości, by podpatrzeć, czy twórcy stworzyli film dokładnie w oparciu o nią. Spodziewam się, że będzie lepsza od trzech swoich ekranizacji, ale przyznajmy - niewiele jest filmów, które są lepsze od książki, bo tylko dzięki niej możemy wyobrazić sobie to, czego sami oczekujemy.