Podsumowanie mojej nieobecności,
czyli co Book robiła

7/30/2017 9 Comments A+ a-


         Hej wszystkim!
       Pewnie spodziewaliście się tego wpisu wcześniej. I miałam zamiar dodać go jeszcze w środku tygodnia. Postanowiłam jednak poczekać, gdyż z ogromną ekscytacją wyczekiwałam filmu "Baby Driver" i koniecznie chciałam zamieścić kilka słów o nim w swoim poście. Dlatego właśnie czytacie go dzisiaj.
       W tym właśnie podsumowaniu będzie mało o książkach. Jak wiecie z poprzedniego wpisu, nie miałam siły na czytanie książek, dlatego też na moim blogu przestały pojawiać się recenzje. Teraz jednak powoli wracam do siebie, skończyłam "Na krawędzi nigdy", które zamierzam ocenić i zaczynam "Behawiorystę" od Remigiusza Mroza, którą już długi czas chciałam przeczytać, więc w te wakacje blog wróci na właściwe tory.
         A teraz nie przedłużając, zaczynamy!



         Mimo że nie było mnie na blogu od marca, przybyło mi czterech obserwujących, a stronę wyświetlono dwa tysiące razy. Podczas mojej nieobecności wpisem cieszącym się dużym zainteresowaniem był wpis z serii WEDŁUG MNIE:

Promyczek - ekranizacja?


gdzie przedstawiłam swoją wizję ekranizacji tej książki wraz ze zdjęciami aktorów, których wyobrażam sobie w rolach bohaterów "Promyczka".
           Dużą ilość wyświetleń zyskał również post dotyczący premier książkowych, dlatego też w następnym miesiącu planuję stworzyć taki zbiór książek, które pojawią się na rynku w sierpniu. Jest to na pewno wygodny sposób odkrycia nowych tytułów, które mogą was zainteresować.
              Na trzecim miejscu uplasował się wpis dotyczący Liebster Blog Award, czyli po prostu wpis dotyczący mnie, gdzie odpowiadam na pytania, wrzucam zdjęcia i mówię o rzeczach, które nie są do końca związane z książkami. Jeżeli interesuje was coś takiego, dajcie znać, a ja przygotuję kolejny taki post, w którym to opowiadam więcej o sobie, co robię poza pisaniem bloga i czytaniem książek.
              Tak więc wygląda podium postów, które cieszą się największym zainteresowaniem. Przejdźmy jednak do tych ważniejszych części tego wpisu!



              Podczas swojej nieobecności, która trwała od marca, zdążyłam przeczytać jedynie jedną książkę i to nie dlatego, że była zła, tylko dlatego, że nie miałam ochoty czytać. Nie będę się jednak nad tym rozwodzić, ponieważ mówiłam o tym już w poprzednim poście, w każdym razie przez te kilka miesięcy udało mi się przeczytać wyłącznie "Na krawędzi nigdy".
                 Tak jak już wspominałam, recenzja już wkrótce, a my przejdziemy teraz do kolejnego etapu w tym wpisie.


              Muzycznie jest już dużo lepiej, można nawet powiedzieć, że świetnie. Mam wrażenie, że przez całą swoją nieobecność skupiłam się na odkrywaniu nowych zespołów i szlifowaniu swojego upodobania muzycznego. Przeczesując co tydzień playlisty na Spotify takie jak "Odkryj w tym tygodniu" czy "Radar premier", dzięki którym co chwila odkrywam nowe piosenki, powiększyłam swoją playlistę o setkę nowych piosenek, a do listy moich ulubionych zespołów dołączyło kilka nieznanych mi wcześniej kapel.
                 W związku z nowymi odkryciami muzycznymi zaplanowałam wybrać się na Woodstock, o ile praca pozwoli, ponieważ w tym roku pojawia się tam dużo zespołów, które bardzo chętnie chciałabym posłuchać na żywo! Nawet nie wiecie, jak bardzo się tym ekscytuję! Poczynając od Mando Diao, których pokochałam od pierwszego posłuchania i od Nothing But Thieves, których również ostatnio poznałam, kończąc na polskich zespołach takich jak Łąki Łan, Clock Machine czy Hey. Oby udało mi się tam pojechać!
               A oto pięć utworów, które podbiły moje serce i uwierzcie mi, było ciężko wybrać tylko pięć. To jedynie mała cząsteczka tego, co odkryłam ostatnio na Spotify. Ale to już stopniowo będę pokazywać w podsumowaniach.

1. Nothing But Thieves  - Sorry




2. Mando Diao - Child



3. Wolfmother - Joker And The Thief


Nawiasem mówiąc, słyszycie tu Organka? ;)

4. Fleeting Circus - Hurricane



5. Viniloversus - So Many Stars





              Chociaż samych filmów nie oglądałam zbyt dużo, poświęcając ten czas na seriale, wybrałam się do kina na wcześniej wspomniany "Baby Driver", jak i również na nowego "Spidermana". W obu przypadkach byłam zachwycona choć pod innymi względami, ale o szczegółach poniżej.

1. "Baby Driver"


             Poczynając od samego plakatu, który przyciągnął moją uwagę, obsady, montażu, a kończąc na niesamowitej ścieżce dźwiękowej, którą byłam zachwycona w kinie, ten film jest naprawdę bardzo dobry. Zaabsorbowana szczególnie właśnie montażem siedziałam w sali kinowej chłonąc każdą minutę tego filmu. "Baby Driver" opowiada o młodym kierowcy pracującym dla bossa mafii i jest świetną produkcją z akcją, ale i również romantycznym wątkiem. Ansel Elgort spisał się świetnie w głównej roli, a drugoplanowe postacie również przyciągają uwagę. Na pewno warto zobaczyć!


2. "Spider-Man: Homecoming"


                Kiedy ogłoszono w mediach kolejnego Spider-Mana, nie byłam do końca przekonana. "Kolejny?", myślałam sobie, ale postanowiłam mimo wszystko dać mu szansę. Po premierze film zaczął zbierać dużo pozytywnych opinii, w tym również i sam Tom Holland za swoją główną rolę, uświadomiłam sobie wówczas, że coś musi być na rzeczy i na ów Spider-Mana się wybrałam. I wyszłam z kina zadowolona. Aktor grający Peter Parkera wypadł w swojej roli naprawdę pozytywnie, a cały film był przyjemny i lekki. Może nie powalił mnie na kolana i nie miał w sobie "tego czegoś", jednak na pewno nie można powiedzieć, że był zły i na pewno nie gorszy od pozostałych Spider-Manów nakręconych wcześniej.


                    A skoro jesteśmy już w tym dziale, nie mogę pominąć kilku serialów, które szczególnie utkwiły mi w głowie. A ponieważ zaczęłam oglądać je teraz częściej, założyłam specjalnie konto na TV Time, żeby móc w łatwy sposób sprawdzać, który odcinek obejrzeć następnie bądź po prostu oceniać i sprawdzać, co też znajomi oglądają. I tak oto do moich ulubieńców trafili:


3. "My Mad Fat Diary"


                     Przyjemny, lekki, śmieszny, ale momentami również i wzruszający serial o dziewczynie, która zmaga się z nadwagą i powrotem do rzeczywistości po pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Główna bohaterka imieniem Rae spotyka starą koleżankę dzięki której wkręca się w grupkę nastolatków. I wraz z jej zapoznawaniem się z grupą i zżywaniem się z nimi, oglądający również się zżywa z nimi zżywa, tak bardzo, że koniec serialu jest po prostu bolesny. No i Finn... - po prostu warto go obejrzeć.


4. "Ania, nie Anna"


                       Temu serialowi nie mogę nic zarzucić. Aktorka grająca główną rolę tytułowej Ani spisała się świetnie i wyśmienicie do niej pasuje. Fabuła trochę rozbiega się z tą w książkach, jednak to wcale nie wyszło na złe serialowi. Mogłabym powiedzieć nawet, że to był dużo lepszy pomysł niż "ściągnięcie" wszystkiego z oryginału "Ani z Zielonego Wzgórza". Nie zapomnijmy o innych postaciach, które się tutaj znajdują ponieważ zarówno Marilla, Matthew czy Gilbert ujmują swoim charakterem, a to wszystko sprawia, że ten serial po prostu można wciąż i wciąż oglądać. No i piosenka na samym wstępie każdego odcinka czy nawet sam wstęp - uwielbiam!


5. "Wszystkie nieprzespane noce"


                       A żeby nie było tak kolorowo, na piątym miejscu mój filmowy bubelek, czyli tytuł, który niesamowicie mnie zawiódł. Wybrałam się na niego do kina, ponieważ bilet kosztował jedynie dziesięć złotych, a sam film interesował mnie już od jakiegoś czasu (szczególnie przez plakat, która przyciągnęła moje oko). Pomyślałam sobie, że przecież nie może być tak źle, tytuł brzmi ciekawie, nowi aktorzy mogą okazać się całkiem dobrzy, wybrałam się więc na ten seans pozytywnie nastawiona. Niestety w czasie trwania filmu cała ta pozytywna energia zaczęła ze mnie ulatywać. Film opowiadał o dwóch przyjaciołach nie mogących znaleźć swojego miejsca w świecie i biorących udział w licznych imprezach, żeby, możliwie, w końcu się odnaleźć. Bohaterowie chcieli brzmieć mądrze ze swoimi wymyślnymi kwestiami, wyszło jednak pseudomądrze i żenująco. Nie potrafiłam uwierzyć w żadną postać przedstawioną przez aktorów nie wiem czy to ze względu na zdolności aktorskie czy może po prostu słaby scenariusz. Jasne, film miał pokazać problemy nastolatków związanych z samotnością, odnajdywaniem siebie czy brakiem perspektyw, zostało to jednak przedstawione w tak nieciekawy sposób, że mogłam w kinie jedynie zgrzytać zębami. Gwiazdki dałam jednak za zdjęcia i jedną scenę ukazaną pod koniec, gdzie główny bohater siedział w parku i mówił przez megafon do przechodzących ludzi. Ale niestety mimo wszystko nie polecam.





                    I to tyle z podsumowania. Mam nadzieję, że wam się podobało i również mam nadzieję, że to podsumowanie napędzi mnie do pisania kolejnych postów na blogu. Koniecznie dajcie znać, co z wyżej wymienionych tytułów znacie, widzieliście i jak je oceniacie. A może macie coś ciekawego do polecenia w ich klimacie.
                     Ja tymczasem żegnam się z wami i

                     do następnego!


                    PS Ktoś wybiera się na Woodstock? ;)