Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Otwarte. Pokaż wszystkie posty

'TAJEMNICZY ŻÓŁTY TELEFON'
Rainbow Rowell - Linia serc


Hej wszystkim!
Dzisiaj mam dla was recenzję książki, którą przeczytałam już jakiś czas temu, ale kompletnie nie mogłam się przemóc, by cokolwiek o niej napisać. Obiecałam już jednak na blogu, że dodam taki oto wpis, więc z pocie czoła wyprodukuję dla was dzisiaj kilka słów o "Linii serc" autorstwa Pani Tęczy.
Bez żadnych zbędnych wyjaśnień (w których pewnie wspominałabym coś o studiach, bo teraz to moje jedyne życie), zaczynajmy!





Kilka słów o książce.



Tytuł: "Linia serc"
Autor: Rainbow Rowell
Tytuł oryginału: Landline
Kategoria: literatura współczesna
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Wydawnictwo: Otwarte


Opis książki:

"Georgie McCool, scenarzystce komedii z Los Angeles, pozornie udało się połączyć pracę z życiem rodzinnym. Ma cudowne córeczki Alice i Noomi, opiekuńczego męża Neala i piękny dom na przedmieściach. Jednak w jej małżeństwie od dawna coś nie gra, a Georgie nie ma odwagi ani czasu, by zmierzyć się z problemami.
Gdy zamiast świętować z rodziną Boże Narodzenie w mroźnej Nebrasce, wybiera pracę, jej małżeństwo jest o włos od rozpadu. Neal nie odpowiada na telefony, obecność czarującego Setha komplikuje sprawy jeszcze bardziej, a zamęt w sercu nie pozwala Georgie skoncentrować się na pisaniu śmiesznych dialogów.Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, z pomocą przychodzi jej tajemniczy żółty telefon..."

Właściwie sam opis mówi już nam wystarczająco dużo, by stwierdzić że historia będzie lekka jak piórko i po prostu rozluźniająca, czyli idealna lektura po napiętym dniu pracy.
Wizualnie "Linia serc" przedstawia się bardzo dobrze. Na pewno sama okładka robi wrażenie, skutecznie przyciągając wzrok. Mogę śmiało stwierdzić, że w porównaniu z innymi zagranicznymi wydaniami, nasze szczególnie się wyróżnia. To samo dzieje się, kiedy zerkniemy do wnętrza.


Ozdobniki na skrzydełkach czy na pierwszych kartkach powieści sprawiają, że chętnie sięga się po taką pozycję, a czcionka użyta w książce sprawia wrażenie prostej i przyjemnej do śledzenia wzrokiem.


Po pierwszym wrażeniu, zaczynamy czytać. Książka podzielona jest na kolejne dni, w których rozgrywa się akcja. Właśnie dzięki czcionce, "Linię serc" czyta się dosyć szybko i uwierzcie mi - bardzo się z tego cieszę, inaczej bym przez nią nie przebrnęła.


O ile pochwaliłam książkę za swój wygląd, okazał się on niezwykle zwodniczy, bo już sama treść to niestety coś zupełnie odwrotnego.




Skończyły się pozytywy. Przechodzimy do konkretów.
Początek jest zwyczajny, prosty, bez żadnych fajerwerków. Dowiadujemy się, że Georgie - scenarzystka komedii otrzymuje niesamowitą okazję, żeby stworzyć swój własny serial. Wszystko wydaje się być niczym sen. Ma dobrą pracę, męża, dwie córki, w dodatku taka wspaniała nowina - co by mogło pójść nie tak?
Okazuje się, że termin wyznaczony na przygotowanie serialu koliduje z terminem, w którym rodzina obiecała sobie spędzić razem święta. I tak zaczynają sie problemy. Kiedy kobieta wybiera pracę nad serialem, Neal wraz z córkami wyjeżdża sam i urywa z kontakt ze swoją żoną. Nie odpowiada na telefony, a Georgie coraz bardziej tym zaniepokojona, nie potrafi skupić się pracy.
Pomysł na historię wydaje się jak najbardziej w porządku, ale już po pierwszych stronach powieści doszłam do wniosku, że będzie źle poprowadzony. I tak w rzeczywistości było. Książka nuży, dłuży się niemiłosiernie, a akcja rozkręca się bardzo wolno (o ile w ogóle się rozkręca). Wieczorem żeby po nią sięgnąć, musiałam się właściwie zmuszać.
O bohaterach mamy nikłą wiedzę, nawet po lekturze nie jestem w stanie stwierdzić czy ich polubiłam czy wręcz przeciwnie. Głównie postacie są bardziej płaskie niż drugoplanowy Seth - przyjaciel Georgie i jej współpracownik, którego szczerze mówiąc polubiłam jako jedynego.
Mogę zrozumieć rozterki głównej bohaterki, która oddając się kompletnie swojej pracy, zapomniała że rodzina również potrzebuje uwagi. Kiedy jednak traci ona kontakt ze swoim mężem - Nealem, jej zachowanie przypomina trochę zachowanie zrozpaczonej nastolatki.


Widok Neala nie zapierał Georgie tchu w piersi. Być może wręcz przeciwnie. Ale całkiem nieźle, a właściwie nawet bardzo dobrze było przebywać w pobliżu człowieka, który napełniał jej płuca powietrzem.


Neal, Neal, Neal - ciągle czytamy o tym, jak Georgie bardzo tęskni, jak bardzo to jej wina i jak wszystko jest bez sensu. Miałam wrażenie że czytam książkę właśnie o takiej nastolatce - zakochanej na umór i nie potrafiącej myśleć o niczym innym.
Obiecana nam dojrzałość w tej książce w ogóle nie występuje albo pokazana jest wyłącznie w liczbach, bo według mnie autorka nie ma pojęcia, jak przedstawić dorosłe osoby w momencie kryzysu ich małżeństwa. Właściwie wydaje nam się, jakbyśmy czytali historię o nastolatkach, bo nawet dialogi wydają się sztuczne i zupełnie nie pasujące do osób, które podchodzą pod czterdziestkę.


Neal był jej domem. Jej opoką. I jej źródłem energii. Przy nim łapała równowagę i każdego dnia zaczynała na nowo. Był jedynym człowiekiem, który znał ją na wylot.


Wspomniany w tytule wpisu tajemniczy żółty telefon przenosi główną bohaterkę wstecz. Bo właśnie dzięki niemu "porozumiewa się" ona ze swoim mężem. Jednak jej rozmówca okazuje się być z przeszłości - dwudziestoparoletnim Nealem. Wątek telefonu wprowadza nas na początku w uczucie małego chaosu. Z czasem czytania tych rozmów, stwierdzam że to dobre urozmaicenie powieści, ale to wciąż za mało, żeby było chociaż trochę bardziej ciekawie.
Retrospekcje, w których poznajemy początki znajomości obu bohaterów wciąż nie dają nam jaśniejszego wglądu w charakter zarówno Georgie, jak i Neala i byli dla mnie tak samo płascy, jak na początku książki.




Po lekturze mogę jasno stwierdzić, że po więcej książek pani Rainbow nie sięgnę. Chociaż jej inne książki "Fangirl" oraz "Eleonora i Park" oceniłam trochę wyżej, styl pisania autorki zupełnie nie wpasowuje się w moje gusta, co sprawia że bardzo się przy nim męczę. A na pierwszy rzut oka styl ten wydaje się być lekki i przyjemny. 
Pani Tęcza zupełnie nie potrafi przedstawić dojrzałego świata dwojga osób, którzy są po kilkunastu latach małżeństwa. Zdecydowanie bardziej podobało mi się przedstawienie bohaterów jak i historii w książce "Eleonora i Park" z czego jasno wynika, że Rainbow Rowell czuje się lepiej w tematyce dziecięco-młodzieżowej.
Jeżeli planujecie przeczytać "Linię serc" i nie oczekujecie przy tym dojrzałej historii o problemach dorosłych osób, możecie przeczytać. Owszem, książka jest lekka i przyjemna, ale momentami trochę przerysowana i zbyt słodka. Przypominała właśnie taką powieść o nastolatkach.

Moja ocena:




To koniec tej recenzji. To pierwsza tak negatywna recenzja książki na tym blogu. Oby była jedną z niewielu. Obecnie czytam "To skomplikowane. Julie", więc możecie się spodziewać kilku słów o tym tytule całkiem niedługo.
Tymczasem żegnam się z wami i

do następnego!



Jandy Nelson - Oddam ci słońce


Witam ponownie!
Niedawno zakończyłam czytanie książki "Oddam ci słońce", więc chętnie podzielę się z wami swoją opinią. Na początku jednak muszę wam coś wyznać: ta okładka jest tak cudowna! Nie wiem co podoba mi się bardziej - dobranie kolorów czy całokształt. W każdym razie uwielbiam na nią patrzeć i robić jej zdjęcia (w tajemnicy wam powiem, że kocham kolor niebieski na okładkach!).





Na początek słów kilka o samej książce:

Tytuł: "Oddam ci słońce"
Autor: Jandy Nelson
Tytuł oryginału: "I will give you the sun"
Wydawnictwo: Moondrive, Otwarte
Tłumaczenie: Dominika Cieśla-Szymańska
Kategoria: literatura młodzieżowa


JUDE - czasem nawet najpiękniejszy świat, w którym wschody słońca trwają cały czas, nie może wynagrodzić doznanych krzywd. Pełna energii buntowniczka zabiegająca o uwagę matki. Samotna i skrycie romantyczna. Podjęła wiele złych decyzji, których skutki musi ponieść.
Kiedyś brat bliźniak był jej najlepszym przyjacielem... 
  NOAH- czasem pragniesz czegoś tak bardzo, że jesteś gotów oddać za to cały świat. Nawet słońce. Noah jest nieśmiały i delikatny. Skonfliktowany z ojcem, silnie związany z matką. Zakochany w sztuce. Marzy o tym, żeby zostać artystą. Jednak staje się kimś, kim nigdy nie chciał być.
Kiedyś on i Jude, jego siostra bliźniaczka, byli nierozłączni…




Zaczynając od samiutkiego początku, liczyłam że to będzie coś lekkiego, przyjemnego, idealnego na wakacje. Widzę w opisie dzieci, myślę sobie że to będzie coś zabawnego.
Jak bardzo się myliłam.
Na pierwszych trzydziestu stronach brnęłam ciężko przez tę książkę. Nie wiem, czym było to spowodowane, w każdym razie kolejne strony czytało mi się coraz trudniej i wolniej. 
Ale uwierzcie mi, po tych trzydziestu stronach popłynęłam. Popłynęłam i nie potrafiłam zarzucić kotwicy. Ta książka to istna księga cytatów. Gdybym mogła, zaznaczyłabym każdą, naprawdę każdą stronę, bo Jandy Nelson na każdej z tych stron napisała przynajmniej jedno piękne zdanie.
Jeżeli też macie ten problem, w którym "Oddam ci słońce" idzie wam bardzo wolno, brnijcie tak jak ja coraz dalej. Nie zawiedziecie się, kiedy popłyniecie do samiuśkiego końca. Trzeba się przyzwyczaić do tego malowniczego stylu pisania. Jak już to zrobicie - nie będziecie żałować.
Jak wspominałam już wcześniej, myliłam się do tej książki, ponieważ nie jest tak sielankowa, za jaką ją brałam. Obydwoje z bliźniaków zmagają się ze swoimi własnymi problemami. Jude ma wrażenie, że ich matka faworyzuje jej brata. Jest buntowniczką i na początku zachowuje się właściwie jak typowa nastolatka. Zaczyna się ubierać skąpiej, malować i chodzić na imprezy, co nie podoba się jej mamie. Jude stosuje się też do księgi zabobonów, którą nosi ze sobą. Dziewczyna tak jak i jej babcia, która była właścicielką księgi, jest niezwykle przesądna. Będąc w posiadaniu biblii babci Sweetwine, stosuje się do każdego z wypisanych w niej wierzeń. I tym właściwie już na początku zaskarbiła sobie moją sympatię.

Łzy po stracie powinno się zebrać i połknąć, żeby uleczyć duszę.

Drugi z bliźniaków - Noah czuje się źle, że jego ojciec za wszelką cenę chce go zmienić. Jedynie w matce znajduje oparcie. Jest niezwykle utalentowany, ponieważ potrafi malować obrazy w głowie i robi to w fantastyczny sposób. Kiedy autor opisuje nam proces tworzenia tych obrazów, sami jesteśmy pewni, że są niesamowite. Jednak przez swoją artystyczną duszę chłopak jest dla społeczeństwa cichym, trochę dziwnym, zamkniętym w sobie chłopakiem.
I Jude, i Noah mają szansę pokazać się w tej książce, ponieważ rozdziały podzielone są na jednego i na drugiego z bliźniaków. Możemy w ten sposób spojrzeć na niektóre sytuacje z dwóch perspektyw, a to naprawdę zmienia wiele.
Bliźniacy kiedyś byli dla siebie jak jedność. Jednak z biegiem czasu i z powodu pewnych sytuacji, stają się dla siebie zupełnie obcy. Każdy z nich przechodzi przemianę i przestają oni siebie nawzajem poznawać.
Czytając książkę jesteśmy jednak świadkami tego, jak nawet największy konflikt między rodzeństwem potrafi załagodzić zwykła rozmowa. Oboje jednak unikają jej jak ognia i w trakcie czytania, z całego serca życzyłam im tej jednej rozmowy, która odmieniłaby wszystko.

- Dasz mi ten rysunek? (..) - Jak dasz mi słońce, gwiazdy, oceany i wszystkie drzewa, może się zastanowię (...) - Noah, żartujesz chyba. (...) Wtedy zostałyby mi tylko kwiaty. (...) - Okej. (...) Drzewa, gwiazdy, oceany. Dobra. - I słońce, Jude. - No dobra. (...) Dam ci słońce.


Ta książka to nie tylko świetna robota jeśli chodzi o styl pisania i o bohaterów. Niezwykle podobało mi się ukazanie w niej wątku homoseksualnego - tak obecnie kontrowersyjnego. Przed czytaniem obawiałam się tego, szczególnie że wątek miał dotyczyć dzieci. Jednak autorka przedstawiła to w taki sposób, że naprawdę cieszyłam się z każdej spędzonej wspólnie chwili obydwu postaci.
Ten tytuł to jest również majstersztyk powiązań. Autorka na początku przedstawia nam świat obydwu postaci, wplatając tu i ówdzie pozornie nieistotne szczegóły, by następnie zaskoczyć nas, gdy wszystko zaczyna łączyć się w całość.





Książka "Oddam ci słońce" naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Jeżeli jeszcze jej nie czytaliście, zachęcam. Jeżeli nie jesteście do niej przekonani, dajcie jej szanse. Jest na swój sposób niezwykła i na pewno chętnie do niej jeszcze powrócę. Oddałabym słońce, żebym mogła o niej zapomnieć i przeczytać ją ponownie. ;)

MOJA OCENA:




(Matko, ale jestem nudna. Daję same dobre oceny. Chyba czas przeczytać jakiegoś gniota...)

 

A teraz żegnam się z wami i

do następnego! :)





Carolyn Jess-Cooke - Zawsze przy mnie stój




Ostatnio jakoś nie miałam ochoty na czytanie żadnych książek. Może dlatego, że rozpoczął się rok szkolny, przez co nie mam zbyt wiele czasu na nic innego prócz nauki i szybkiej rozmowy ze znajomymi przez internet.

Na książkę "Zawsze przy mnie stój" natknęłam się przez przypadek. Stojąc w długiej kolejce, w księgarni, w oczekiwaniu na moją kolej do kupienia podręczników do szkoły, dostrzegłam stoisko z przeceną na książki. Ze zwykłego znudzenia podeszłam do niego i od razu w oczy rzuciła mi się okładka. Bajeczka okładka. Uwielbiam takie. Zachęciła mnie do kupna nawet przed przeczytaniem opisu. A mówi się, że nie ocenia się książki po okładce. Jednak jak się później okazało mój wybór był jak najbardziej trafny. Czasem to właśnie okładki pokazują nam jaka jest książka. Ta jest fantastyczna.


Margot po śmierci wraca na ziemię jako swój własny Anioł Stróż o imieniu Ruth. Wie, jakie błędy popełniła w życiu, jednak nie pamięta w jaki sposób umarła. Od tej chwili jest świadkiem wszystkich takich błędów i każdej zgubnej decyzji, którą podjęła.



Na internecie jest napisane, że książka może nie spodobać się nastolatkom. Pewnie dlatego, że przedstawiona historia nie jest wypełnioną słodyczą opowiastką o tym, jak ludzie zakochują się w sobie i kończą happy endem. Jest to coś więcej niż tylko romans. To całe życie Margot okraszone bólem i poczuciem winy. 
Pełnym błędów.

Niektórzy Aniołowie Stróże są wysyłani na ziemię po to, aby strzegli swojego rodzeństwa, swoich dzieci i osób, które były im bliskie za życia. Ja wróciłam do Margot. Do samej siebie.

"Zawsze przy mnie stój", jest naprawdę wspaniałą historią oprawioną w cieszącą oko okładkę. Warto przeczytać i zapoznać się bliżej z niekoniecznie przyjazną dla wszystkich i czystą na duszy dziewczyną imieniem Margot. Książka pokazuje nam historię, której głównym bohaterem jest przebaczenie, nadzieja i trudne wybory.


SPOILER:



Ostatni rozdział był dla mnie zaskakujący. Może faktycznie czekałam na moment, gdzie pisarka zadowoli nas ładnie napisanym zakończeniem, który otaguje książkę w zdaniu "i żyli długo i szczęśliwie". Jednak jest zupełnie inaczej i choć skończyło się w pewien sposób szczęśliwie, autorka zakończyła to inaczej niż czytelnicy by tego chcieli.Przyznaję, że ostatnie słowa mną poruszyły i poczułam wzruszenie.

Warto przeczytać. 
Nie da się od niej oderwać. 
Czytałam w nocy. 
Czasem do czwartej.
W czasie roku szkolnego.


Dodam jeszcze, że obecnie moja książka wędruje sobie z rąk do rąk, bo zwykle, jak to mam w zwyczaju, gdzie przeczytam coś, obejrzę coś znakomitego, czuję obowiązek zaproponowania tego znajomym, a wręcz wciśnięcia tego na siłę "masz, spodoba ci się". :)



MOJA OCENA: