Hej wszystkim!
Pogoda za oknem jeszcze wczoraj nas nie rozpieszczała i chciałoby się znów odczuć lato. Dzisiaj uczniowie wracają do szkoły, jeszcze trochę i jesień zawita na wszystkich drzewach. Oj, lato mija tak szybko! Pozytywną rzeczą jest fakt, że kac czytelniczy w końcu ulotnił się niespodziewanie, a ja skorzystałam z okazji i sięgnęłam po książkę, która jeszcze niedawno pojawiła się na rynku. Kojarzycie tytuł "Troje", który również recenzowałam u siebie na blogu? Autorka powraca z kolejną częścią, której miejsce akcji rozgrywa się na ogromnym wycieczkowcu i tym razem też jest intrygująco i mrocznie.
Chwytajcie się więc barierek, nie wyskakujcie za burtę, albowiem za chwilę fale zakołysają i...
witajcie na pokładzie "Pięknego Marzyciela"!
Tytuł: "Dzień czwarty"
Autor: Sarah Lotz
Wydawnictwo: Akurat
Kategoria: Thriller
Apokaliptyczny thriller, który każdemu zmrozi krew w żyłach. W wyniku niewytłumaczalnej awarii luksusowy wycieczkowiec traci kontakt ze światem. Na dryfującym statku dochodzi do kolejnych, coraz groźniejszych wydarzeń. Przywództwo nad garstką ocalonych obejmuje kobieta-medium, ale czy to wystarczy, żeby uratować garstkę niedobitków?
Okładka przyciąga ciekawskie oko, a miękkość książki zaciekawia chwytające ją łapki. Bardzo podoba mi się fakt, że została ona wydana właśnie w taki sposób (jak i poprzednia część z resztą), bo była po prostu wygodniejsza do czytania.
Historia prowadzona jest z punktu widzenia kilku osób, kolejne dni katastrofy wycieczkowca są widocznie zaznaczone, nie jesteśmy więc w stanie się pogubić. Zdarzają się w książce wpisy na bloga czy spisy rozmów, co mogliśmy również zauważyć w poprzedniej części. Forma "Dnia czwartego" nie jest więc dla nas czym nowym.
Tytuły rozdziałów to krótkawe określenia bohaterów, z perspektywy których prowadzona jest narracja. A ta pozostaje trzecioosobowa. Wszystko prezentuje się ładnie, przyjemnie dla oka, zaciekawia więc od samego początku.
Zacznijmy od początku.
Ogromny wycieczkowiec nazwany "Pięknym Marzycielem" odbija od brzegu wraz z około dwoma tysiącami pasażerów, którzy mogli sobie pozwolić na tak luksusowe rozpoczęcie Nowego Roku. Równie liczna obsługa stara się zapewnić klientom wszystko, co najlepsze, żeby choć trochę odbudować mizerną reputację firmy Foveros. Łącznie prawie trzy tysiące osób wypływa na otwartą wodę, a żadna z nich nie spodziewa się, co spotka je już wkrótce. A może ktoś się jednak spodziewa...?
Trzy pierwsze dni upływają spokojnie, czwartego dnia jednak zaczyna się robić nieciekawie, by później w ciągu kolejnych dni rozpętało się prawdziwe piekło na pokładzie. Silniki przestają działać, nie można połączyć się z nikim z zewnątrz, wybucha epidemia norowirusa, zaczyna brakować jedzenia, kanalizacja wysiada, zasięgu nie ma - statek dryfuje na oceanie pozostawiony samemu sobie.
Jak długo to trwało? Nie mam, kurwa, pojęcia. Jak długo trwa wieczność?
Sarah Lotz buduje napięcie już od samego początku, wprowadza coraz więcej postaci, robi się coraz ciekawiej. Mogłoby się wydawać, że taka mnogość bohaterów może zakręcić czytelnikiem, autorka jednak sprytnie naprowadza nas w każdym rozdziale, kim jest ów osoba, nie mamy więc z tym najmniejszych problemów.
Choć "Dzień czwarty" traktowany jest jako część druga, można przeczytać ją spokojnie bez znajomości pierwszego tomu. Istnieją tu co prawda nawiązania do Czarnego Czwartku, czyli katastrofy z poprzedniej części, jednak są one przedstawione w taki sposób, że nawet osoba, która nie zapoznała się z pierwszym tomem, będzie wiedziała o co chodzi.
Ta część klimatem przypomina swoją poprzedniczkę. Jest niepokojąco i mrocznie, a awaria statku i wydarzenia, które mają miejsce niedługo potem, cały czas otoczone są pewną tajemnicą. Nawet po przeczytaniu "Dnia czwartego" odnoszę wrażenie, że ta historia cały czas jest dla mnie niewyjaśniona. Czujemy się dosłownie jak pasażerowie wycieczkowca - nie mamy pojęcia, co się dzieje.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Celine - powiedziała Elise.(...)- Taki właśnie będzie - powiedziała. - Zobaczycie.
Bohaterowie nie są kalką samych siebie. Mamy tutaj "Asystentkę wiedźmy" - Maddie. Pracuje ona dla starszej kobiety-medium znanej ze swoich nadprzyrodzonych mocy porozumiewania się z osobami zmarłymi. "Człowiek potępiony", czyli Gary popełnił właśnie na statku straszliwe przestępstwo - zgwałcił pijaną dziewczynę. Ta przez nieszczęśliwy wypadek umiera przy mężczyźnie, ten zbiega z miejsca zdarzenia i przez resztę rejsu marzy o tym, żeby nikt nie odkrył, co też uczynił. Althea "Służebnica diabła" pracuje na statku, co chwila mając do czynienia nie tylko ze zrzędliwymi klientami, ale i swoją szefową. To ona odnajduje ciało zmarłej dziewczyny. "Siostry samobójczynie" to Helen i Elise, które popłynęły w rejs wycieczkowcem, żeby to na nim odebrać sobie życie. Jessie, czyli "Anioł miłosierdzia" pracuje na statku jako lekarz. Ma pełne ręce roboty, nie zmrużył oka od wielu godzin od kiedy zaczęły dziać się na statku te wszystkie niewyjaśnione rzeczy. Devi "Strażnik sekretów" pilnuje porządku na pokładzie, pracując jako ochroniarz. Kiedy jest świadkiem pewnej tajemniczej rzeczy zaobserwowanej na nagraniu z monitoringu, bierze sobie za zadanie znalezienie sprawcy zamordowania dziewczyny. Jak możecie więc zaobserwować, bohaterów jest mnóstwo, ale czytelnik nie ma problemu ze zorientowanie się, kto jest kim. Dzięki tylu oczom, obserwującym wydarzenia na pokładzie, możemy lepiej zapoznać się z całą historią "Pięknego Marzyciela".
Wadą książki na pewno jest opis z tyłu okładki, na co z resztą zwróciło uwagę wielu czytających. Zdradza on za dużo i odbiera przyjemność z czytania, pozwoliłam sobie więc na małą jego modyfikację we wpisie. Na szczęście zazwyczaj, będąc nieufna, nie czytam opisów książek, więc i tym razem tego nie zrobiłam, wam również radzę tego nie robić.
W całości seria jest jedną wielką tajemnicą i choć to ciekawy zabieg, chętnie dowiedziałabym się, co tak naprawdę kryje się za tymi wszystkimi katastrofami. Nie znalazłam informacji, czy autorka planuje stworzenie trzeciej części bądź czy już nad nią pracuje, jednak gdyby ta pojawiła się na rynku, chętnie bym po nią sięgnęła.
Książkę polecić na pewno mogę osobom, które lubują się w tajemniczych historiach, które nawet po przeczytaniu są dla nas niewyjaśnione i również tym, którzy czytali "Troje" i chcą więcej.
Gdybym miała wybierać pomiędzy pierwszą częścią, a drugą, wybrałabym "Dzień czwarty". O ile poprzednia część była wciągająca od samego początku, to zainteresowanie z czasem gasło, tutaj jednak autorka trzyma nas do samego końca w zaciekawieniu i to właśnie tę część chciałabym polecić wam bardziej.
Jeżeli tylko powstanie część trzecia i to ona w końcu wyjaśni nam, co też naprawdę się dzieje, może dostać ode mnie naprawdę dobrą ocenę. Na razie daję mocne sześć.
I tak oto powróciłam. Z lekkim opóźnieniem, jednak jestem i nie zapomniałam o tym, że obiecywałam wam również recenzję książki "Na krawędzi nigdy". Ta bowiem jest już prawie w całości i zamierzam ją niedługo dodać, jednak na razie musicie jeszcze trochę poczekać.
Mam nadzieję, że recenzja wam się podobała, mam nadzieję, że wasze nastroje nie są ponure, mimo że wielu z was musi już dzisiaj wracać do szkoły. Jeszcze zostało nam trochę lata, cieszcie się nim w pełni, mimo że pogoda jest szara i bura. To w końcu lato, trzeba je kochać, nawet jeśli czasem pogoda zawodzi. :)
Ja tymczasem żegnam się z wami
i do następnego!