Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

Jak dziwna jest kraina lodu i ognia?
Alda Sigmundsdóttir - Mała księga Islandczyków


Hej wszystkim!
Jak macie się w ten piękny dzień? Co będziecie robić w weekend? Mam nadzieję, że coś ciekawego. Mnie udało się ukończyć książkę, którą chciałabym się z wami podzielić. Jesteście ciekawi o czym opowiada i jak mi się podobała?
Czytajcie więc dalej, a ja bez zbędnego wstępu przechodzę do sedna.

'Witamy na pokładzie 'Pięknego Marzyciela'!'
Sarah Lotz - Dzień czwarty


         Hej wszystkim!
       Pogoda za oknem jeszcze wczoraj nas nie rozpieszczała i chciałoby się znów odczuć lato. Dzisiaj uczniowie wracają do szkoły, jeszcze trochę i jesień zawita na wszystkich drzewach. Oj, lato mija tak szybko! Pozytywną rzeczą jest fakt, że kac czytelniczy w końcu ulotnił się niespodziewanie, a ja skorzystałam z okazji i sięgnęłam po książkę, która jeszcze niedawno pojawiła się na rynku. Kojarzycie tytuł "Troje", który również recenzowałam u siebie na blogu? Autorka powraca z kolejną częścią, której miejsce akcji rozgrywa się na ogromnym wycieczkowcu i tym razem też jest intrygująco i mrocznie.
        Chwytajcie się więc barierek, nie wyskakujcie za burtę, albowiem za chwilę fale zakołysają i... 

witajcie na pokładzie "Pięknego Marzyciela"!




Tytuł: "Dzień czwarty"
Autor: Sarah Lotz
Wydawnictwo: Akurat
Kategoria: Thriller





Apokaliptyczny thriller, który każdemu zmrozi krew w żyłach. W wyniku niewytłumaczalnej awarii luksusowy wycieczkowiec traci kontakt ze światem. Na dryfującym statku dochodzi do kolejnych, coraz groźniejszych wydarzeń. Przywództwo nad garstką ocalonych obejmuje kobieta-medium, ale czy to wystarczy, żeby uratować garstkę niedobitków? 


     Okładka przyciąga ciekawskie oko, a miękkość książki zaciekawia chwytające ją łapki. Bardzo podoba mi się fakt, że została ona wydana właśnie w taki sposób (jak i poprzednia część z resztą), bo była po prostu wygodniejsza do czytania.


      Historia prowadzona jest z punktu widzenia kilku osób, kolejne dni katastrofy wycieczkowca są widocznie zaznaczone, nie jesteśmy więc w stanie się pogubić. Zdarzają się w książce wpisy na bloga czy spisy rozmów, co mogliśmy również zauważyć w poprzedniej części. Forma "Dnia czwartego" nie jest więc dla nas czym nowym.


      Tytuły rozdziałów to krótkawe określenia bohaterów, z perspektywy których prowadzona jest narracja. A ta pozostaje trzecioosobowa. Wszystko prezentuje się ładnie, przyjemnie dla oka, zaciekawia więc od samego początku.




      Zacznijmy od początku.
    Ogromny wycieczkowiec nazwany "Pięknym Marzycielem" odbija od brzegu wraz z około dwoma tysiącami pasażerów, którzy mogli sobie pozwolić na tak luksusowe rozpoczęcie Nowego Roku. Równie liczna obsługa stara się zapewnić klientom wszystko, co najlepsze, żeby choć trochę odbudować mizerną reputację firmy Foveros. Łącznie prawie trzy tysiące osób wypływa na otwartą wodę, a żadna z nich nie spodziewa się, co spotka je już wkrótce. A może ktoś się jednak spodziewa...?
      Trzy pierwsze dni upływają spokojnie, czwartego dnia jednak zaczyna się robić nieciekawie, by później w ciągu kolejnych dni rozpętało się prawdziwe piekło na pokładzie. Silniki przestają działać, nie można połączyć się z nikim z zewnątrz, wybucha epidemia norowirusa, zaczyna brakować jedzenia, kanalizacja wysiada, zasięgu nie ma - statek dryfuje na oceanie pozostawiony samemu sobie.

Jak długo to trwało? Nie mam, kurwa, pojęcia. Jak długo trwa wieczność?

       Sarah Lotz buduje napięcie już od samego początku, wprowadza coraz więcej postaci, robi się coraz ciekawiej. Mogłoby się wydawać, że taka mnogość bohaterów może zakręcić czytelnikiem, autorka jednak sprytnie naprowadza nas w każdym rozdziale, kim jest ów osoba, nie mamy więc z tym najmniejszych problemów.
       Choć "Dzień czwarty" traktowany jest jako część druga, można przeczytać ją spokojnie bez znajomości pierwszego tomu. Istnieją tu co prawda nawiązania do Czarnego Czwartku, czyli katastrofy z poprzedniej części, jednak są one przedstawione w taki sposób, że nawet osoba, która nie zapoznała się z pierwszym tomem, będzie wiedziała o co chodzi.
           Ta część klimatem przypomina swoją poprzedniczkę. Jest niepokojąco i mrocznie, a awaria statku i wydarzenia, które mają miejsce niedługo potem, cały czas otoczone są pewną tajemnicą. Nawet po przeczytaniu "Dnia czwartego" odnoszę wrażenie, że ta historia cały czas jest dla mnie niewyjaśniona. Czujemy się dosłownie jak pasażerowie wycieczkowca - nie mamy pojęcia, co się dzieje.

- Szczęśliwego Nowego Roku, Celine - powiedziała Elise.(...)
- Taki właśnie będzie - powiedziała. - Zobaczycie.

             Bohaterowie nie są kalką samych siebie. Mamy tutaj "Asystentkę wiedźmy" - Maddie. Pracuje ona dla starszej kobiety-medium znanej ze swoich nadprzyrodzonych mocy porozumiewania się z osobami zmarłymi. "Człowiek potępiony", czyli Gary popełnił właśnie na statku straszliwe przestępstwo - zgwałcił pijaną dziewczynę. Ta przez nieszczęśliwy wypadek umiera przy mężczyźnie, ten zbiega z miejsca zdarzenia i przez resztę rejsu marzy o tym, żeby nikt nie odkrył, co też uczynił. Althea "Służebnica diabła" pracuje na statku, co chwila mając do czynienia nie tylko ze zrzędliwymi klientami, ale i swoją szefową. To ona odnajduje ciało zmarłej dziewczyny. "Siostry samobójczynie" to Helen i Elise, które popłynęły w rejs wycieczkowcem, żeby to na nim odebrać sobie życie. Jessie, czyli "Anioł miłosierdzia" pracuje na statku jako lekarz. Ma pełne ręce roboty, nie zmrużył oka od wielu godzin od kiedy zaczęły dziać się na statku te wszystkie niewyjaśnione rzeczy. Devi "Strażnik sekretów" pilnuje porządku na pokładzie, pracując jako ochroniarz. Kiedy jest świadkiem pewnej tajemniczej rzeczy zaobserwowanej na nagraniu z monitoringu, bierze sobie za zadanie znalezienie sprawcy zamordowania dziewczyny. Jak możecie więc zaobserwować, bohaterów jest mnóstwo, ale czytelnik nie ma problemu ze zorientowanie się, kto jest kim. Dzięki tylu oczom, obserwującym wydarzenia na pokładzie, możemy lepiej zapoznać się z całą historią "Pięknego Marzyciela".
        Wadą książki na pewno jest opis z tyłu okładki, na co z resztą zwróciło uwagę wielu czytających. Zdradza on za dużo i odbiera przyjemność z czytania, pozwoliłam sobie więc na małą  jego modyfikację we wpisie. Na szczęście zazwyczaj, będąc nieufna, nie czytam opisów książek, więc i tym razem tego nie zrobiłam, wam również radzę tego nie robić.


        W całości seria jest jedną wielką tajemnicą i choć to ciekawy zabieg, chętnie dowiedziałabym się, co tak naprawdę kryje się za tymi wszystkimi katastrofami. Nie znalazłam informacji, czy autorka planuje stworzenie trzeciej części bądź czy już nad nią pracuje, jednak gdyby ta pojawiła się na rynku, chętnie bym po nią sięgnęła.
       Książkę polecić na pewno mogę osobom, które lubują się w tajemniczych historiach, które nawet po przeczytaniu są dla nas niewyjaśnione i również tym, którzy czytali "Troje" i chcą więcej.
       Gdybym miała wybierać pomiędzy pierwszą częścią, a drugą, wybrałabym "Dzień czwarty". O ile poprzednia część była wciągająca od samego początku, to zainteresowanie z czasem gasło,  tutaj jednak autorka trzyma nas do samego końca w zaciekawieniu i to właśnie tę część chciałabym polecić wam bardziej.
        Jeżeli tylko powstanie część trzecia i to ona w końcu wyjaśni nam, co też naprawdę się dzieje, może dostać ode mnie naprawdę dobrą ocenę. Na razie daję mocne sześć. 


      
Książkę miałam okazję przeczytać dzięki Wydawnictwu Akurat, któremu serdecznie dziękuję.


     I tak oto powróciłam. Z lekkim opóźnieniem, jednak jestem i nie zapomniałam o tym, że obiecywałam wam również recenzję książki "Na krawędzi nigdy". Ta bowiem jest już prawie w całości i zamierzam ją niedługo dodać, jednak na razie musicie jeszcze trochę poczekać.
         Mam nadzieję, że recenzja wam się podobała, mam nadzieję, że wasze nastroje nie są ponure, mimo że wielu z was musi już dzisiaj wracać do szkoły. Jeszcze zostało nam trochę lata, cieszcie się nim w pełni, mimo że pogoda jest szara i bura. To w końcu lato, trzeba je kochać, nawet jeśli czasem pogoda zawodzi. :)
          Ja tymczasem żegnam się z wami

          i do następnego!



Pax znaczy 'pokój'
Sara Pennypacker - Pax


Hej wszystkim!
Mam dla was dzisiaj recenzję książki, której wypożyczenie właściwie nie było moim zamysłem. Weszłam do biblioteki z zamiarem oddania zaległych tomików, a wróciłam do mieszkania z "Paxem". A skoro nawet pan pracujący w ów bibliotece powiedział, że książka jest dobra, nie mogłam sobie odmówić jej lektury.
Oto więc przed wami recenzja książki Sary Pennypacker!





Tytuł: "Pax"
Autor: "Sara Pennypacker"
Wydawnictwo: IUVI
Tłumaczenie: Dorota Dziewońska
Kategoria: Literatura dziecięca




Odkąd Peter uratował osieroconego liska, on i Pax byli nierozłączni. Pewnego dnia dzieje się jednak coś, czego Peter nigdy by się nie spodziewał: jego ojciec idzie do wojska i chłopiec musi się przeprowadzić do dziadka, którego słabo zna i raczej nie lubi (ze wzajemnością) – a lisa wypuścić do lasu.
Jednak już pierwszej nocy Peter wymyka się z domu dziadka i wyrusza do swojego, oddalonego o 500 kilometrów, gdzie ma nadzieję zastać Paxa.
Lis w tym czasie musi się nauczyć, jak przetrwać w dzikim lesie, i na nowo odkryć świat ludzi i zwierząt. Nigdy jednak nie traci nadziei, że jego chłopiec po niego wróci.
Czy dwunastolatek dotrze sam do domu? I czy odnajdzie tam Paxa?


     Myślicie, że okładka jest piękna? Zerknijcie do wnętrza. Ilustracje w "Paxie", wykonane przez Jona Klassena pasują idealnie do powieści i są naprawdę śliczne.

     Czcionka jest miła dla oka i niewiele tekstu na stronę sprawia, że książkę czyta się naprawdę szybko.

      Rozdziały prowadzone są naprzemiennie - jak możecie się spodziewać - raz z perspektywy chłopca, raz lisa i żeby się nie pogubić, mała ilustracja jednego bądź drugiego widnieje na początku każdego kolejnego rozdziału. Uwielbiam takie małe ozdobniki w książkach!


     Jak już pisałam wcześniej, książka wpadła w moje łapki zupełnie niezamierzenie. Wcześniej czytałam o niej dużo dobrego, jednak natłok obowiązków i innych nieprzeczytanych tomików sprawił, że przestałam wypożyczać książki z biblioteki.
     Do czasu, aż przekroczyłam jej próg i zobaczyłam okładkę "Paxa" na żywo. A potem pan z biblioteki powiedział, że warto ją przeczytać. Wtedy, nie namyślając się dłużej, wzięłam ją do łapek i nie wypuściłam, dopóki nie dotarłam do mieszkania.
        Bohaterami owej książki jest Peter oraz jego lisek - tytułowy Pax. Na pierwszych stronach nie jesteśmy jednak świadkami tego, jak się poznają, ale tego jak się rozstają. Ojciec chłopaka wstępuje do wojska, a Peter musi przeprowadzić się do dziadka, w wyniku czego oboje zmierzają samochodem do lasu, gdzie Pax zostanie porzucony. I tak też się staje.
          Chłopak jednak niedługo po przeprowadzce wymyka się z domu, nie mogąc pogodzić się z pozostawieniem lisa w tak wielkim, pełnym zagrożeń lesie. I podczas tej podróży nie tylko wytrzymałość będzie miała znaczenie, ale przede wszystkim siła przyjaźni, która będzie napędzać głównego bohatera.

Opowiedział jej coś, czego wcześniej nikomu nie mówił. O jedności z Paxem, którą czasami odczuwał, o tym, że czasem nie wiedział, o co chodziło jemu lisowi, ale czuł to samo.

       Historia powieści prowadzona jest z dwóch perspektyw, z perspektywy chłopca i jego lisa. W ten sposób poznajemy nie tylko uczucia towarzyszące Peterowi podczas długiej wędrówki, ale również zagubionego w wielkim lesie lisa.
         Co ciekawe, autorka skupiła się głównie na przeżyciach bohaterów, pozostawiając otaczający ich świat w wielkiej niewiadomej. Nie tylko nie wiemy, w jakim miejscu odbywa się akcja książki, ale nie możemy również umiejscowić jej w czasie. To sprawia, że "Pax" staje się książką ponadczasową i tym bardziej wyjątkową.
         Przez całą tę książkę jesteśmy świadkami tego, jak wielką miłością i jak wielkim przywiązaniem darzą się główni bohaterowie. Pax, który czekał na swojego pana w tym samym miejscu, w którym go porzucono, przywiódł mi na myśl Hachiko. Zaś jego pan - Peter - przez ponad pięćset kilometrów idzie sam, żeby nie tylko uratować swojego przyjaciela, ale wrócić do domu.

- Wracasz do domu czy do swojego zwierzaka?  - To to samo.

              Prócz przedstawienia ogromnej przyjaźni, którą darzą się bohaterowie, książka wspomina również o wojnie i o ludziach nią "zarażonych". Jedną z takich osób jest ojciec Petera, który, dobrowolnie, wstępuje do wojska. Nie tylko ludzie boją się wojny, lisy też ją czują i przed nią uciekają. W "Paxie" znajdziemy więc również metafory dotyczące ludzkich zachowań. Nawet jeśli młodszy czytelnik ich nie dostrzeże, dorosły na pewno odnajdzie w tej książce drugie dno.

- Co to jest wojna?
Szary zamyślił się.
- Jest taka choroba, która czasem dopada lisy. Sprawia, że przestają być sobą i atakują obcych. Wojna to taka choroba, tylko u ludzi.



            
         Nie myślcie, że jeśli ta książka przeznaczona jest dla dzieci, nie powinniście po nią sięgnąć. Nic bardziej mylnego! "Pax" jest odpowiedni dla każdego, nieważne w jakim wieku jesteś. Każdy odnajdzie w niej coś wartościowego i zapamięta ją na długo.
           Lekkie pióro Sary Pennypacker pozwala nam z łatwością wgłębić się w historię Paxa i Petera i śledzić ich losy z prawdziwym zaangażowaniem. Poznacie w tej książce wiele - przyjaźń silną na setki kilometrów, próbę odnalezienia się w nowym środowisku czy przemiany, które zachodzą w bohaterach książki. Ta dwójka nie tylko czuła się odpowiedzialna za tego drugiego, ale również za innych, których spotkali na swojej drodze. 

Pax kochał tego chłopca, czuł się za niego odpowiedzialny i ochraniał go. Kiedy nie mógł tego robić, cierpiał.

          "Pax" to przepiękna opowieść o sile przywiązania człowieka ze zwierzęciem, którą mogę polecić każdemu bez względu na wiek. Aż nasuwa się na myśl cytat z "Małego księcia":

„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” 

       Jeżeli pokochaliście "Małego księcia", chętnie polecę wam również "Paxa". Nawet jeśli z pozoru to jedynie bajka dla dzieci, odnajdziecie w niej z pewnością dużo więcej. Wystarczy patrzeć między wierszami, żeby ta opowieść was odmieniła.
               






'Jesteśmy wszystkimi kolorami jednocześnie...'
Jennifer Niven - Wszystkie jasne miejsca


      Hej, hej!
     U was też śnieg na dworze? Mam dla was dzisiaj recenzję tytułu, który spędzał mi sen z powiek tak bardzo, że położyłam się spać po czwartej. I to jeszcze nie wszystko, co ta książka robi. Ale tego dowiecie się poniżej.
      Zapraszam!

'Trochę inny Harry Potter'
Jack Thorne - Harry Potter i Przeklęte Dziecko


Jak mijają wam święta? Ilu z was dostało książki pod choinką? U was też śnieg? 
Mam dla was dzisiaj recenzję książki, o której zapewne wciąż jest głośno w blogosferze. Nie byłam do niej przekonana, bo zbierała naprawdę różne opinie i niestety głównie te złe. Jednak mimo wszystko, to wciąż był Harry Potter. Moja ciekawość rosła i rosła, a gdy udało mi się wygrać tę książkę w konkursie, stwierdziłam "czemu nie?".
Moje wrażenia możecie przeczytać poniżej.
Zapraszam!

'Jestem legendą?'
Marie Lu - Trylogia Legenda



Hej, michaszki!
Jak wam mija grudzień? Ja w ogóle nie mam wrażenia, że jest zima. Dla mnie to późna jesień. Mam nadzieję, że śnieg spadnie na święta! Chociaż nie lubię za bardzo tej zimnej pory roku, to jednak święta bez śniegu nie są tak magiczne.
Żyjecie już świętami? Ja owszem. Odliczam kolejne dni do upragnionego piątku przed Wigilią, w którym pojadę do domu z walizką wypełnioną prezentami. Jak Święty Mikołaj, haha!

Dzisiaj mam dla was recenzję pewnej trylogii, która tak bardzo mnie wciągnęła w swoje sidła, że nie byłam w stanie napisać dla was recenzji każdego tomu z osobna. Dlatego też publikuję na blogu wpis dotyczący całej tej trylogii. Szczegóły poniżej.
Zapraszam was serdecznie!